dabrowa-gornicza.repertuary.pl
Profile

Profile: Arrakin

Films comments:

The Last Samurai Arrakin, 8. marca 2004 godz. 12:46

pocieszny :)
Filmik nad wyraz zabawny :) I własciwie tylko tak mogę go ocenić, bo nie zirytował mnie, a po prostu wywołam...no właśnie...wysoce obojętne uczucia. Miło siedziało się w kinie i śmiało z tego patetyzmu. Jedna scena za to mnie urzekła, ale to tylko kilka sekund- jeźdzy na tle ciemnego nieba. Świetna!

Corps a Corps Arrakin, 6. marca 2004 godz. 18:47

ambitniejszy i tyle:)
Do Grzegoerza najpierw: nie umiesz opowiadać, i faktycznie jakbym sugerowała się opinią taką nie poszłabym. Ale tak strywializować można KAŻDY film. A zapomniałeś o wspaniałych kreacjach czy świetnym wykonaniu pracy swej przez operatora. To też się składa na film. Poza tym opowieść przedstawiona jest w sposób wciagający i nie ma tego uogólniania.To problem jednostek. Mnie za to ów film się podoba. Bez patetyzmu, bohaterstwa i dzielenia postaci na dobre i złe. Pomysłem filmu nie jest rozwiązywanie przez żonę zagadki. Bardzo szybko można się zorientować co sie stało. |Problem" to raczej kwestia zaufania i tego jak daleko można się posunąć w imię miłości. JAk ktoś przyzwyczajony jest do hollywoodzkich produkcji wyłącznie, na pewno mu się nie spodobają Pozory i złudzenia. Ale nie oznacza to że każdemu. Jak dla mnie jeden z lepszych filmów i cieszyłabym się aby nieco było więcej takich niż kiczów pokroju Gladiator, MAtrix i innych prościutkich opowieści, zaprzeczających nieco sztuce filmowej.

Corps a Corps Arrakin, 3. marca 2004 godz. 16:14

świetne zdjęcia.
Dość tu pusto, a więc napiszę to co napisałam już na początku na filmwebie, a więc:
Miałam kilka zastrzeżeń, otóż nie podobało mi się że opowiedział synowi co się stało. Przecież każdy widz poskładał fakty chyba najpóźniej, kiedy to siekierą demolował samochód. Nic już nie należało wyjaśniać. Tylko...zapomniałam że to opowieść owego chłopca i logiczniej jest że on ją zamyka. Co prawda kilka szczegółów zmieniłabym, ale one są bez znaczenia większego. Podoba mi się ta specyfika kina nieamerykańskiego (oczywiście uogólniam) koncentrowania się na jednostce, tego że w miarę akcji fabuła wokół niej zaciska się, a nie rozszerza i nagle film zyskuje uniwersalne przesłanie. Dodatkowo- rewelacyjne zdjęcia. Teraz w pełni dopiero ujrzałam piękno E.Seignier. Jak na ironię, bo ma blizny na całym ciele. A jednak właśnie w tym obrazie w pełni widać jaka jest piękna.
Lubię z resztą filmy, przy których należy myśleć w trakcie oglądania. Ten do tego mobilizuje (dlatego zawiodła mnie strasznie opowieść Marco).
Jeszcze jeden aspekt bardzo pozytywny: nie ma tu rozdzielenia na dobro i zło. To drugie. jakby nie istnieje. Czy można bowiem winić Marco za to co zrobił? Zrobił to z ogromnej miłości, nie mogąc poradzić sobie ze stratą ukochanych osób. Czy powodował nim egoizm? Zapewnił Laurze szczęście. Gdy widzimy po tylu latach jej koleżankę, oczywistym się staje, że gdyby nie on, Laura wciąż byłaby prostytutką i prowadziła marną egzystencję. Tylko...wyjaśnia to już zdanie na początku: za każdą zmianę trzeba płacić. Ona płaci, za odkrycie prawdy.
W tym filmie niesamowita jest sugestywność. Momentami mnie przerażał. Przy Urodzonych mordercach zawsze bawię się wyśmienicie, emocji nie wywołują litry krwi. Raczej to czego nie widać. W każdym razie miałam podobne odczucia jak podczas oglądania Okna na podwórze. Tam zbrodnia przeraża przecież, mimo że nawet kropla krwi nie jest ukazana. Tutaj analogicznie. Choćby po motywie z "operacją" psa, gdy staje się już do końca jasne, że to samo chce uczynić własnemu synowi. Właśnie. I nawet to nie daje wyroku na Marco w postaci słowa: "potwór". Nie jest nim. Usprawiedliwia go tylko fakt, że mocno kochał, może uczynił to przez wyrzuty sumienia także. A jednak...do czasu gdy żona nie zaczyna szperać w jego przeszłości, zapewnia jej szczęście. Daje jej ogrom uczucia.
Sam obraz...hmm... na pewno jest to kino ambitne, momentami artystyczne i nawet...jak pojawiają się schematy, są sprytnie kamuflowane. Ze względu na E.S. zestawiałam w trakcie z "Gorzkimi godami". Cóż...nie jest to, moim zdaniem, ta klasa. Ale także temat zupełnie inny. Tam łączyło parę bohaterów destrukcyjne uczucie i dążenie do bólu, tu niszczy uczucie poznanie prawdy. Działa to w zupełnie innym kierunku zatem.
Podsumowując: film godny uwagi, wciągający nie tylko ze względu na treść, lecz także formę (zbieżna nieco z niesamowitym obrazem, jakim jest Otwórz oczy). Jedyne me "ale" tyczy się właśnie wyjaśnienia wszystkiego, które jest zbędne...ale zgodne z przyjęta formą. Odczułam lekki dyskomfort spowodowany faktem iż tłumaczy mi się coś co od dawna jest oczywiste, jednak aby zrezygnować można było z tej sceny, należałoby zmienić początek i wyciąć wiele poetyckich przemyśleń. A tego bym chyba nie chciała.
I na koniec: ogromne brawa dla Emmanuelle ! Jeżeli komukolwiek nie odpowiada specyfika kina nie robionego w stylu amerykańskim, może obejrzeć po to tylko aby podziwiać ową aktorkę. Spisała się bowiem rewelacyjnie, a duża w tym zasługa operatora. Wszelkie jej ujęcia są na prawdę artystycznie wykonane.
W sumie widziałam obraz przed chwila, więc oceniając go na 9, oceniam wrażenia i emocje. Jeszcze nie potrafię popatrzeć na niego na trzeźwo i do końca obiektywnie. Na pewno jednak jeden z najlepszych obrazów minionego roku.